niedziela, 7 września 2014

Rozdział 5

Szwendam się bez celu po ciemnych, pustych uliczkach. Łzy bez przerwy lecą mi z oczu. Nogi bolą od szpilek, które aktualnie noszę w ręce. 

Teraz już wszystko w ogóle nie będzie miało sensu. Nie jedna osoba ucieszyłaby się gdybym umarła. Po prostu z dnia na dzień zniknęła bez słowa wytłumaczenia. Jednak najbardziej zastanawia mnie co teraz sobie Emily o mnie myśli. Co ja zrobię jeśli będzie chciała żebym jej to wytłumaczyła? Nie mam pojęcia, ale jedno wiem na pewno w tym bagnie byłam, jestem i będę po kroć mych dni...

Na ciele poczułam gęsią skórkę. Trzęsąc się z zimna przechodziłam teraz koło czterech napakowanych mężczyzn. Na jednego z nich świecił księżyc, więc dałam radę zauważyć, że jeden z nich jest blondynem, ale nic po za tym. Oceniając po ich budowie ciała, którą dostrzegłam w ciemnościach mają po dwadzieścia parę lat. Spuściłam głowę w dół, żeby nie widzieli moich zapłakanych oczu i przyśpieszyłam kroku.
- Hej Ruda rozszerz uda! - krzyknął jeden z nich. 

Przestraszona spróbowałam rzucić się biegiem przed siebie, ale oni byli sprytniejsi. Okrążyli mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałam co mam robić. Do momentu, gdy zauważyłam między dwoma z nich nie wielką lukę. " Raz się żyje, biegnij! " - podpowiedziała mi moja podświadomość. Posłuchałam jej i rzuciłam się do ucieczki. Udało się!
- Jeszcze tego pożałujesz! - usłyszałam za plecami.

Przerażona, że mogą za mną biec, biegłam tak jeszcze jakiś czas. Z oczu cały czas leciały mi łzy. W końcu odważyłam się i spojrzałam do tyłu. Na szczęście nikt mnie nie gonił. Postanowiłam na chwile przystanąć i odpocząć. Wyszłam na środek ulicy i usiadłam po turecku z nadzieją, że coś zaraz pojedzie, i odbierze mi to nędzne życie. Minęło pierwsze kilka minut i nic. Powoli zastanawiałam się czy nie wstać i nie ruszyć w dalszą drogę, ale w oddali zauważyłam światła samochodu. Pojazd z sekundy na sekundę był coraz bliżej. Adrenalina rosła, a serce biło mi jak szalone. Nie wstałam, chce z sobą skończyć raz i na zawsze! Samochód był już ode mnie zaledwie pięć metrów. Serce waliło mi jak oszalałe, myślałam, że za raz wskoczy mi z piersi. "Jeszcze tylko chwila i konie" - pomyślałam i zamknęłam oczy z nadzieją, że najwięcej dziesięć sekund poczuje silny ból, a potem  ulgę i będę w niebie. Oczywiście znając moje szczęście zamiast tego usłyszałam pisk opon. Otworzyłam oczy, a samochód stał teraz bokiem centralnie przed moim kolanami. Zaczęłam się drzeć:
- Kurwa co Ty najlepszego zrobiłeś, było trzeba jechać! Co Ci to niby dało? Tylko karzesz mi dalej chodzić po tym jebanym świecie! Ja nie mam po co żyć!
- Kate uspokój się - przerwał mi ten sam melodyjny głos, który pierwszy raz usłyszałam w poniedziałek rano.
- Chris? - zapytałam zdezorientowana. 
- Tak. Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym! - parsknęłam i wstałam. Chciałam ruszyć już w dalszą drogę, ale jego ręka na moim nadgarstku mi to uniemożliwiła. Przeszły mnie ciarki.

Gregor chwycił mnie jedną ręką za nadgarstek, zaczął całować po szyi, a drugą ręką obmacywał moją pupę. Cały czas głośno płakałam i krzyczałam. Mężczyzna sobie z tego nic nie robił, zresztą jak zawsze. Jego usta przesuwały się powoli w stronę moich, ale od pocałunku uratował mnie dzwonek do drzwi.

- Kate, jesteś tu? - zauważyłam, że Chris nadal trzyma moją rękę. Wyrwałam ją i ruszyłam przed siebie, powstrzymując łzy. Nie chcę pokazać mu skruchy - Proszę porozmawiaj ze mną! - usłyszałam za plecami.
- Czy Ty nie rozumiesz, że nie mamy o czym? - wrzasnęłam.
- Jak to nie mamy o czym? A to co przed chwilą się stało, a przed salą gimnastyczną? Chyba należy mi się jakieś wytłumaczenie - powiedział spokojnie.
- Nie chce o tym rozmawiać, a po za tym to nie Twoja sprawa - oznajmiłam łamiącym się głosem.
- Płaczesz?
- Nie! - chłopak złapał mnie po raz kolejny za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Wzdrygnęłam się - Puść mnie! - posłuchał.
- Po pierwsze trzymaj bluzę widzę, że Ci zimno, masz gęsią skórkę. Po drugie...
- Nie chce żadnej bluzy! - Chris nie zwracając uwagi na moje protesty owinął mi ją w około ramion. 
- Po drugie spójrz mi w oczy - pokiwałam przecząco głową - Proszę - podniosłam lekko głowę, żeby nie zauważył moich łez, ale nie udało się - Hej Mała nie płacz.

Mężczyzna wyciągnął rękę do przodu, a ja schowałam głowę w rękach. Zaczęłam głośno szlochać. Gdy po minucie nie poczułam uderzenia spojrzałam na niego spod łba. Był zdezorientowany. Przełknął głośno ślinę i zaczął mówić.
- Czy... czy Ty myślałaś, że... że ja chciałem Cię uderzyć? - pokiwałam twierdząco głową - Nigdy w życiu bym Ci tego nie zrobił - oznajmił i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Przepraszam. Nie mam ochoty teraz o tym i o niczym innym rozmawiać. 
- Okej. Choć odwiozę Cię - mężczyzna wyciągnął do mnie rękę, ale ja jej nie chwyciłam.
- Nie ma takiej potrzeby. Przejdę się. 
- Nawet sobie nie żartuj. Jest ciemno i coś Ci się jeszcze stanie...
- To może i lepiej - powiedziałam pod nosem, ale on to usłyszał.
- Przestań gadać głupoty choć - odpuściłam i ruszyłam w stronę jego samochodu.

Chłopak otworzył przede mną drzwi. Z bez śilności szybko wślizgnęłam się do auta i oparłam głowę o okno. Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Nawet radio nie grało. Po piętnastu minutach spostrzegłam, że jesteśmy na mojej ulicy, ale... ale ja mu nie podawałam adresu!
- Skąd wiesz gdzie mieszkam?!
- Jak byliśmy pokłóceni chciałem do Ciebie przyjechać i pogadać. Tak wyszło, że kolega znał Twój adres - szczerze się do mnie uśmiechnął.

Po chwili byliśmy już na podjeździe. Pożegnałam się z nim głuchym "Cześć" i poszłam do domu. Była druga w nocy. Diana już spała, dlatego jak najciszej potrafię spróbowałam wejść na górę. Nic to nie dało, ponieważ już pierwszy stopień zaskrzypiał. Przestraszona szybko wbiegłam po schodach. Gdy znalazłam się już w swoim pokoju, odłożyłam szpilki do szafy, a następnie położyłam się na łóżku. Po chwili spostrzegłam się, że nadal mam jego bluzę na sobie. " Muszę mu ją oddać po weekendzie" - pomyślałam. Tak w ogóle to ona nieziemsko pachnie.  Męskimi perfumami i... takim. Nie wiem do końca, nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim zapachem, ale jest cudowny. Co i tak dalej nie zmienia faktu, że nie darze go wielką sympatią. Wszystko zepsuł! Po co on się w ogóle zatrzymywał, mógł mnie przecież przejechać?! Chciałam zdechnąć tam na tej nędznej ulicy, ale on zachciał pobawić się w "bohatera".  Niby nie chce mnie skrzywdzić, ale pewnie każe się być jak każdy inny debil. Rozkocha lub zauroczy, a potem będzie miał Cię w dupie. Najgorsza jest jednak podświadomość, że już nie nadarzy się taka genialna okazja do odebrania sobie życia. Do tego w szkole będę postrzegana za psychicznie chorą. Mam problemy, o których nikt nie wie i to jeszcze nie takie jakie ma każda normalna nastolatka. Męczą mnie wspomnienia, których nie dał rady pomóc mi pozbyć się ich nawet psycholog. Oszukiwałam go i zwolnił mnie z tych cholernych zajęć. Tam czułam się jeszcze gorzej. Chociaż... jednego sie pozbyłam, ale w głębi duszy czuje, że niedługo to do mnie wróci...



~*~

CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz