Wszystko do mnie wraca... wszystko przechodzę od początku. Zapomniałam, było już dobrze, ale jeden kretyn, który chciał być miły wszystko spieprzył. Teraz przechodzę TO od początku. Wspomnienia, które mnie przytłaczają, to całe bagno... Czasami zastanawiam się nad wróceniem do mojej starej przyjaciółki. Przez, którą miałam nie małe problemy... Ale zaraz potem przypominam sobie przez co musiałam przechodzić. To tylko dodatkowe problemy. Od razu odrzucam od siebie tą myśl, skutecznie. Jednak jeśli to wszystko się pogorszy lub będzie ciągnąć w nieskończoność... ulegnę. Nie dam rady...
Chris... heh. Go unikam jak najbardziej się da. Nawet w klasie zmieniłam miejsce. Rosile, jedna z nielicznych osób, które lubię. Dała się namówić i zamieniła się miejscem. Jestem jej wdzięczna i winna przysługę. Aktualnie siedzę z Amandą. Nie darze jej wielką sympatią, ale jest do zniesienia.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek na lunch, co mnie ani trochę nie ucieszyło. Jak zwykle od tygodnia poszłam posiedzieć te dwadzieścia pięć minut w bibliotece. Praktycznie nic nie jem, ponieważ nie mogę czegokolwiek przełknąć. Mój posiłek dnia składa się z jabłka przed szkołą i jednej bułki na kolacje. Co prawda Diane to zaniepokoiło. Nie chcąc jej bardziej martwić powiedziałam, że chce schudnąć. Po jej minie było widać, że mi nie wierzy, ale nie naciskała.
Dziś przerwa mi się dłużyłam, a to dlatego, że następny mam wf . Co się z tym wiąże? A to, że nie mam czego sobie powtórzyć na zajęcia. Nie miałam co robić, więc z mojej "kryjówki" wyszłam pięć minut szybciej. Moim celem jest sala gimnastyczna... pamiętna sala gimnastyczna. Najchętniej pojechałabym do domu. Urwała się z lekcji, ale nie chce wzbudzić jakichkolwiek zastrzeżeń u nauczycieli. Wystarczy, że nie ćwiczę, "zapomniałam stroju".
Idąc przez korytarz chciałam stanąć na środku, zacząć płakać i krzyczeć. Cały czas ktoś się ocierał o moje ramię. Miałam wrażenie, że to jakaś zmowa. Łzy ciskały mi się do oczu. Nie wytrzymałam i ruszyłam biegiem, w dół po schodach. Gdy byłam już na dole, skierowałam się pod schody, które prowadzą na trybuny. Nikt tam nigdy nie zagląda, dzięki czemu jest to nie zła kryjówka.
Gdy miałam pewność, że nikogo nie ma w pobliżu, szybko wślizgnęłam się w moje tajemne miejsce. Tam nie kryłam już swoich emocji. W końcu dałam upust łzom. To wszystko jest dla mnie za trudne. Nie wytrzymuje już. Ja po prostu powoli umieram od środka. Chciałabym mieć osobę, której mogłabym powiedzieć to wszystko, ale nie mam... nie mam, ponieważ u nikogo nie mam takiego bezgranicznego zaufania. Boję się, że jeśli powiem komuś całą prawdę ta poleci i wygada mój sekret pierwszej, lepszej laluni. Ta zaś pójdzie i rozsieje plotkę po reszcie szkoły. Wtedy... wtedy każdy będzie się mną brzydzić i już w ogóle nie będę miała znajomych, ani przyjaciół. Nie będę już wariatką, tylko odludkiem, którego najchętniej zamknęli by w izolatce. Druga wersja jest taka, że wszyscy patrzeli by na mnie z współczuciem. Okazywali by mi go w różny sposób. Byli by mili, za mili! Ja nie chce współczucia! Chce być normalną nastolatką z normalnymi, miłosnymi problemami. Niestety... Tak już nie będzie. Wspomnienia będą już ze mną do końca moich dni, a ja albo się pozbieram, albo nie.
Jak już się ogarnęłam, poszłam na zajęcia. Byłam spóźniona dziesięć minut. Gdy weszłam na sale, wszystkie pary oczu były skierowane na mnie, łącznie z Chrisem. Jedno mnie na chwile ucieszyło. Tylko ja nie ćwiczę! Przeprosiłam nauczyciela i poszłam usiąść na parapecie.
Chris prze całą lekcje nie spuszczał mnie z oczu. Czułam się bardzo skrępowana. Mam go dość. Od tego incydentu mam wrażenie, że mnie śledzi. Na przerwach chodzi za mną krok, w krok. Na lekcjach bezustannie się na mnie gapi. Powoli zaczynają nawiedzać mnie myśli, że coś knuje... że chce mi zrobić krzywdę. Po raz kolejny tego dnia chce mi się płakać, ale powiedziałam sobie stanowcze "NIE"! Będę twarda... MUSZĘ BYĆ!
Po skończonych zajęciach w szybkim tempie poszłam, już nie mal biegłam w stronę parkingu. Za mną oczywiście szedł ten kretyn. Było widać, że chce mnie zatrzymać, ale nie udało mu się. Jak wykrzyknął moje imię akurat zniknęłam za zakrętem. "Tak, kolejne spotkanie z nim twarzą, w twarz ominięte" - pomyślałam. Na parkingu wsiadłam na moje cudeńko i ruszyłam do domu.
Jak zwykle dojechałam do celu w dziesięć minut. W domu była już mama. Siedziała przed telewizorem oglądając jakiś serial. Zresztą robi to zawsze po powrocie z pracy. Twierdzi, że to ją relaksuje. Odniosłam plecak na górę i przyłączyłam się do niej.
- Jak tam w szkole? - zapytała.
- W miarę - oznajmiłam, a następnie dodałam - Wiesz jak jest...
- No tak wspomnienia dalej Cię męczą.
Westchnęłyśmy i wróciłyśmy do oglądania "Ukrytej prawdy". W tym dennym serialu przynajmniej później wszystko się układa. Nie tak jak w prawdziwy życiu. Oglądanie przerwał nam mój telefon, który aktualnie leżał na stoliku przed telewizorem. Chwyciłam go o odebrałam.
- Hallo?
- Cześć! - to jest Emily.
- No hej! Co jest? - zapytałam.
- Za dwie godziny bądź gotowa. Wbije po Ciebie. Alex urządza domówkę - wiedziałam, że po drugiej stronie moja przyjaciółka skacze po pokoju z radości.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Impreza dobrze Ci zrobi, ostatnio chodzisz jakaś nie obecna - westchnęłam - To do zobaczenia o siedemnastej - oznajmiła i się rozłączyła.
- Co się stało? - tym razem zapytała mama.
- Emily wyciąga mnie na domówkę do Alex, a ja nie mam nastroju...
- Kate, kochanie idź. Dawno nie byłaś i dobrze Ci to zrobi. Wyszalejesz się - powiedziała i poruszyła teatralnie brwiami.
- Nawet nie mam co ubrać!
- A ja mam coś, co na pewno Ci się spodoba.
Rodzicielka wyłączyła telewizor i pociągnęła mnie za rękę na górę, do swojej sypialni. Ja usiadłam na łóżku, a ona wyciągnęła z szafy białe pudełko.
- Miałam Ci to dać dopiero za dwa tygodnie, na Twoje urodziny, ale teraz jest Tobie bardziej potrzebna - uśmiechnęła się do mnie i podała pudełko.
Powoli zaczęłam je otwierać. Gdy zdjęłam już górną część, moim oczom ukazało się coś neonowego. Wyciągnęłam to i okazało się, że jest to neonowa, zielona sukienka na ramiączkach, z gołymi plecami.
- Jest śliczna - oznajmiłam i rzuciłam się Dianie na szyję - Dziękuję, jesteś najlepszą mamą na świecie.
- Oh, już mi tak nie słodź, tylko leć się przygotować - wzięłam pudełko i pobiegłam do siebie do pokoju.
Będąc w pokoju wyjęłam z szafy czystą bieliznę, wzięłam sukienkę i niechętnie poszłam wziąść prysznic. Dalej nie uśmiechała mi się ta domówka. W łazience rozebrałam się i nałożyłam na głowę plastikowy czepek, żeby nie zmoczyć włosów, które myłam dziś rano. Gotowa weszłam do kabiny zamykając ją szczelnie, aby nie zalać łazienki. Ciepłe strumienie wody pozwoliły mi się zrelaksować i rozluźnić od rana napięte mięśnie. Na rękę nalałam waniliowy żel pod prysznic, a następnie wtarłam go w siebie. Po skonczonej kąpieli wytarłam się miękkim ręcznikiem. Gdy stwierdziłam, że na moim ciele nie ma już, ani jednej kropelki wody, założyłam na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Sukienka leży idealnie. Pomalowałam jeszcze lekko rzęsy, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Na nogi założyłam czarne szpilki z paskiem. Mamy maj, więc na dworzu nie jest wcale tak zimno.
Gotowa zeszłam na dół, do mamy. Jak zwykle powiedziała mi, że wyglądam ślicznie. Gdyby ktoś prze siedemnaście, już prawie osiemnaście lat powtarzał to dzień, w dzień , to byś się przyzwyczaił.
Równo o siedemnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. To była Emily. Czy ona zawsze musi być taka punktualna? Westchnęłam i na pożegnanie pocałowałam Diane w policzek. Na co ona odpowiedziała mi krótkim "Baw się dobrze!".
Otworzyłam drzwi, a przyjaciółka nie dając mi się nawet z nią przywitać, ciągnęła mnie już do swojego samochodu. W czasie jazdy jak zwykle obgadywałyśmy innych. Można powiedzieć, że to taki nasz mały zwyczaj. Po dwudziestu minutach byłyśmy już na miejscu. Gdy weszłyśmy do środka, wiedziałam już, że nie wytrzymam długo. Emily poszła już gdzieś, a ja stałam w drzwiach i się rozglądałam.
Ci wszyscy ludzie ocierający się o siebie... to mnie odrzuca. Najchętniej uciekłabym stąd, ale nie będę twarda. Kiedyś będę musiała się przełamać. Zaczęłam przeciskać się pomiędzy ludźmi. Nie sprawiało mi to przyjemności. Wręcz przeciwnie, myślałam, że wybuchnę płaczem. Jeden chłopak podszedł do mnie i zaczął ocierać się o mnie swoją męskością, ale go odepchnęłam, bo przed oczami stanęły mi wspomnienia.
Gregor podszedł do mnie i zaczął ocierać się o moje krocze, swoim. Płakałam i głośno krzyczałam, ale nikt nie przychodził mi na pomoc. Tego popołudnia spróowałam uciec, wyrwać się z jego rąk po raz pierwszy. Nie spodziewał się tego. Byłam już prawie przy drzwiach, ale w ostatniej chwili mężczyzna złapał mnie. Następnie za karę dostałam z otwartej ręki w twarz.
Wspomnienia nie dają mi spokoju. Do tego na drugim końcu pokoju stoji Chris. "Do cholery czemu on jest wszędzie tam gdzie ja?!" - pomyślałam.
Pod napływem emocji stanęłam na środku salonu i zaczęłam się nerwowo o obracać wokół własnej osi. Ciągle czułam jak ktoś się o mnie ociera lub po prostu dotyka. Nie dałam rady. Kucnęłam, schowałam twarz w ręce i rozpłakałam się. Po chwili zaczęłam piszczeć. Zapanowała cisza. W tle leciała tylko muzyka. Czułam na sobie wzrok wszystkich. Nie mogę tu zostać! Wstałam i wybiegłam jak niby nigdy nic.
~*~
Tak wiem rozdział nudny,
ale chciałabym żeby każdy kto
przeczyta dodał
komentarz, chociażby zwykłą
uśmiechniętą buźkę.
Chciałabym wiedzieć
czy mam to dla kogo pisać
i czy mój wysiłek nie jest na marne :)