- Witaj córeczko.
Po usłyszeniu tych słów zamurowało mnie. Nie wiem co mam robić. Uciekać, a może czekać na jego ruch? Postawiłam na tą drugą wersję.
- No co nie masz zamiaru przywitać się z własnym ojcem? - rozłożył ręce i zrobił krok wprzód, a ja krok w tył. Niestety moje plecy napotkały drzwi. Pokiwałam przecząco głową i pd razu tego pożałowałam.
Gregor podszedł do mnie i złapał mocno za nadgarstki. Trzymał mnie tak dłuższą chwilę. Ja się wierciłam próbując uciec. Niestety na marne.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - nic nie odpowiedziałam.
W końcu pchnął mnie z całej siły na drzwi. Upadłam na ziemię. Ból był przerażający, nie mogłam wstać. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im się wydostać. Nie chciałam mu pokazać jaka tak naprawdę słaba jestem.
- Wychodzę do baru. Wrócę wieczorem. Przekaż Dianie, że kolacja ma być na stole jak wrócę - powiedział kompletnie bez uczuć.
Chciałam wstać żeby mógł wyjść i znowu mu się nie naprzykrzyć, ale nie mogłam. Mężczyzna podszedł do mnie i po raz kolejny chwycił za nadgarstki i rzucił mną, tym razem w stronę schodów. Gregor nie oglądając się za siebie... nie sprawdzając czy nic mi się nie stało, po prostu wyszedł. Gdy drzwi się za nim zamknęły, położyłam się na zimnych panelach i pozwoliłam moim łzom ujrzeć światło dzienne.
Cały koszmar z dzieciństwa wrócił. Od nowa. Co dnia będę musiała stawiać czoła mojemu ojcu. Będę musiała ukrywać łzy, bo za każdym razem, ta jedna, mała skrucha, nakręca go jeszcze bardziej. Po co wyżywać się na kimś, na kim nie wywiera to większego wrażenia. Lepiej patrzeć jak dana osoba z dnia na dzień co raz bardziej podupada psychicznie. Będzie to trudne, ale dam... spróbuje dać radę postawić się mu. Wiem, że nie będzie to łatwe, ale muszę.
A co z Chrisem? Ja nie mogę się z nim spotykać. To jest niebezpieczne, dla niego jak i dla mnie. Mówiąc szczerze jest to jedyna osoba... jedyny chłopak, przy którym czuje się bezpiecznie. Wydaje mi się, że zaufałam mu. Będzie to trudne, bo jak zerwać wszelkie kontakty z kimś przy kim czujesz się bezpiecznie?
Nie wiem.
Nie wiem jak dam sobie radę sama.
Nie wiem jak sobie poradzę bez jego wsparcia.
Do cholery ja mam ledwie osiemnaście lat. Jak ma mam sobie z tym wszystkim radzić?!
Po raz kolejny, NIE WIEM.
Leżąc tak i rozmyślając chyba przysnęłam, ponieważ ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam, jak ktoś przeklucza drzwi. Chciałam wstać, ale nie mogłam. Ból nie pozwolił mi na to. Po chwili do pomieszczenia weszła mama. Gdy mnie zauważyła, rzuciła torebkę w bok i podbiegła do mnie na swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach. Uklękła przede mną i zaczęła płakać.
- Kate, kochanie. Co Ci się stało? - zapytała łamiącym się głosem.
- Gre-Gregor wró-wrócił - zaczęłam się jąkać przez paraliżujący ból pleców - Ma-mamo j-ja się bo-boję - szepnęłam i zalałam się nie pohamowanym płaczem.
Diana chwyciła mnie pod ramię i pomogła mi wstać. Nie było to najprostsze, ale udało się. Pomogła mi dojść do kuchni. Usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Skarbie. Jak to się stało? - zapytała grzejąc wodę na herbatę.
Opowiedziałam wszystko po kolei ze szczegółami. Kobieta nie dowierzała.
- Kate. Przepraszam, to wszystko moja wina - powiedziała krztusząc się łzami.
- Mamo, to nie Twoja wina. On po prostu już taki jest. Ja Cię tylko proszę rozwiedź się z nim. On mi zniszczył całe dzieciństwo. A teraz... - załkałam - a teraz znowu wrócił i wszystko zacznie się od nowa - chwyciłam jej dłoń i szepnęłam - Proszę...
- Żeby to było takie łatwe... Wiesz, że on jest nieobliczalny, ale złożę pozew. Nie chcę żebyś znowu cierpiała - oznajmiła i przytuliła mnie.
Spojrzałam na zegar, na mikrofalówce, była 17:32. Mężczyzna zaraz wróci, a kolacja miała być na stole
- Jak ojciec wychodził powie...
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ do domu wparował mężczyzna. Spojrzał na nas - widać było, że jest już nie źle wstawiony. Podszedł do mnie, chwycił na moją bluzkę i podniósł mnie do pionu.
- Co Ty sobie gówniaro myślisz, że nie będziesz spełniał moich rozkazów? - zapytał nie dając mi odpowiedzieć - Chyba śnisz! - krzyknął mi prosto w twarz
- Zostaw ją! - krzyknęła Diana. Gregor mnie puścił i stanął na przeciwko kobiety.
- Nie będziesz mi rozkazywać, rozumiesz? - zapytał, a mama ani drgnęła. Uderzył ją z otwartej dłoni w twarz i zapytał jeszcze raz - Rozumiesz? - pokiwała twierdząco głową - Grzeczna dziewczynka. A teraz zrób mi kolację - powiedział i udał się do salonu oglądać telewizje. Diana upadła na ziemię, a ja podeszłam do niej.
- Wszystko dobrze? - jakie głupie pytanie przecież wiesz, że nie. Klepnęłam się mentalnie w twarz.
- Tak - odpowiedziała - Chodź zrobimy mu tą cholerną kolację.
Wstałyśmy z podłogi. Rodzicielka miała cały siny policzek. Wyjęłyśmy z lodówki potrzebne rzeczy i zabrałyśmy się za robienie kanapek. Po skończeniu wzięłam dwie dla siebie oraz sok wiśniowy i poszłam na górę. Zjadłam swój posiłek i położyłam się na łóżku. Nagle dostałam sms'a od nieznanego numeru:
Nieznany: Otwórz balkon - Chris <3
Zrobiłam to o co mnie prosił i wpuściłam go o środka.
- Co się stało? - zapytałam.
-
Po prostu naszła mnie ochota by Cię zobaczyć - powiedział i chciał mnie
przytulić. Nie chciałam, bo wiedziałam, że jak tylko poczuje się
bezpiecznie w jego ramionach to wypaplam mu wszystko o ojcu. Cofnęłam i
potknęłam się o szafkę, na której stał sok. Chris mnie szybko złapał,
ale napój i tak zdążył ubrudzić nasze koszulki.
- Przepraszam Cię najmocniej. Nie chciałam - zaczęłam panikować.
- Nic się nie stało shwaty - oznajmił, a ja się rozpłynęłam. Powiedział do mnie "shwaty". Aww...
- Daj chociaż przepiorę ją, żeby plama nie została.
Chłopak
zdjął koszulkę, a moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony tors
chłopaka. Na klatce piersiowej miał tatuaż. Chris wyglądał nieziemsko.
- Podoba Ci się - zapytał poruszając teatralnie brwiami.
- I to bardzo. Od kąt pamiętam chciałam mieć tatuaż, ale nigdy nie miałam okazji sobie go zrobić - westchnęłam.
- No to jutro idziemy do studia i robimy Ci tatuaż?
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - w końcu się zgodziłam.
Poszłam
do łazienki i przeprałam w rękach nasze koszulki. Wrzuciłam jeszcze je
do pralki i gotowe. Na moje nieszczęście, czy szczęście - jak kto woli -
zapomniałam wsiądź czystą koszulkę. Musiałam wyjść do niego na staniku.
Nigdy mi to nie przeszkadzało, ponieważ uważam, że jest to, to samo co w
bikini, więc po prosu wyszłam. Chłopaka zamurowało. Zadowolona z jego
reakcji odwróciłam się do niego tyłam i zaczęłam szukać czegoś dla
siebie i dla niego. Na szczęście lubię męskie bluzy i mam ich kilka.
Znalazłam odpowiednie ubrania i za nim zdążyłam się obrócić poczułam na
biodrach jego ciepłe dłonie. Przeszedł mnie dreszcz. Zresztą jak za każdym razem. Nigdy się chyba nie pozbędę się tego wszystkiego.
- Księżniczko, co Ci się stało masz siniaki na plecach jak i na rękach? - jaka jestem głupia. Jak mogłam o tym zapomnieć?
- Przewróciłam się - palnęłam szybką odpowiedź.
- Wiem, że to nie prawda, ale nie chcesz nie mów.
Odwróciłam
się do niego przodem. Dalej byłam w jego ramionach, ale teraz staliśmy
do siebie przodem bez koszulek. Chris bez żadnych skrupułów patrzał mi
się na biust.
-
Gdzie się patrzysz zboczeńcu? - zapytała rozbawiona jego zachowaniem.
Ten speszony podrapał się nerwowo po karku, wziął ode mnie bluzę i ubrał
ją. Ja zrobiłam to samo ze swoją.
Do
późna rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Bardzo się do siebie
zbliżyliśmy. Teraz to już na pewno nie będę umiała zerwać z nim
wszelkich kontaktów. Chłopak prawie za
każdym razem jak się do mnie zwracał używał czułych słówek, co mi po nie
kąt pasowało. Ja przez ten czas siedziałam po między jego nogami,
wtulona w jego klatkę piersiową. W takiej pozycji po jakimś czasie
odpłynęliśmy w krainę Morfeusza...
~*~
W końcu udało mi się
napisać kolejny rozdział.
Miło by było jakbyście zaczęli
więcej komentować,
bo to na prawdę motywuje
i podejrzewam, że rozdziały pojawiały
by się częściej :)
Miłego czytania !
5 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ!
Oby tak dalej ¡ :)
OdpowiedzUsuń