Sto lat, sto lat
Niech żyje, żyje nam [...]
Ze snu wybudziły mnie mam wraz z Emily śpiewające życzenia. Jeszcze przez krótszą chwile nie mogłam otworzyć oczu. Gdy w końcu mi się to udało, zauważyłam na rękach Diany mój ulubiony bezowy tort z osiemnastoma świeczkami. Wyczłapałam się z łóżka i zdmuchnęłam świeczki. Po złożeniu życzeń dziewczyny zostawiły mnie samą bym mogła się w spokoju ubrać. Wyjęłam z szafy czarną bluzę z napisem PSYHOPAT i szorty z wysokim stanem, ponieważ zapowiadali dwadzieścia-pięć stopni.
Mamy sobotę, jak zdążyliście zauważyć moje urodziny. Każdy dzień w szkole wyglądał tak samo.
*
Weszłam do szkoły. Nie minęło ani pięć minut i dookoła słyszałam pełno obraźliwych słów na mój temat.
- Wariatka!
- Dziwaczka! - powiedział jakiś blondyn.
- Wysłać ją do psychiatryka!
Nie wytrzymałam i ruszyłam biegiem w stronę łazienki. Po drodze spotkałam Emily, która poszła za mną. Tam jej wszystko opowiedziałam. Każdy kolejny dzień wyglądał bardzo podobnie. Do tego wszystkiego Jackob się do mnie nie odzywał. W piątek odważyłam się do niego podejść.
- Cześć Jackob! Co się dzieje? Czemu się do mnie nie odzywasz? - chłopak wzruszył ramionami i poszedł do przodu - Może mi łaskawie odpowiesz?! - krzyknęłam, a chłopak odwrócił się w moja stronę.
- Może ja się po prostu nie chce już z Tobą przyjaźnić - powiedział to z obojętnym wzrokiem i odszedł. Poczułam jak kolejna szpilka została wbita w moje serce. Łzy zaczęły mi się zbierać w oczach. Od razu pobiegłam do mojej przyjaciółki. Do ostatniej osoby, która mi została, Ona o nic nie pytając przytuliła mnie do siebie.
Gdy wróciłam do domu, od razu poszłam do łazienki. Wyjęłam z szafy żyletkę i o niczym nie myśląc zrobiłam trzy kolejne rany na nadgarstku. Krew kapała na kafelki, a ja oparta o ścianę płakałam. Po trzydziestu minutach odkaziłam rany i obandażowałam je. Posprzątałam dokładnie łazienkę i zeszłam na dół, na obiad.
*
Po relaksującej kąpieli ubrałam się, związałam włosy w luźnego warkocza na boku i zeszłam na dół.
- To jak masz zamiar spędzić swoją osiemnastkę? - zapytała Emily.
- Najlepszym moim pomysłem na razie było przesiedzenie tego dnia na kanapie przed telewizorem z kubłem lodów - oznajmiłam i posłałam jej pełen szczerości uśmiech.
- O nie moja droga. Tak łatwo to nie ma! Idziemy do wesołego miasteczka! - krzyknęła radośnie.
- I tak nie mam innego wyboru... - przewróciłam teatralnie oczami.
- To zjedz coś i idziemy.
Poszłam do kuchni i ucięłam sobie kawałek tortu. Pochłonęłam go w całości i poszłam ubrać moje czarne, wysokie conversy. Będąc już gotowa chwyciłam dwa kaski, dokumenty, kluczyki oraz telefon. Dziewczyna nie ucieszyła się na wieść, że pojedziemy tam motocyklem, ale jakoś to przełknęła.
Po trzydziestu minutach byłyśmy już na miejscu. Od razu na samym początku Emily zauważyłam strzelnice. To coś w czym jest najlepsza i musiałam z nią tam pójść. Dziewczyna na trzy strzały trafiła w trzy dziesiątki, dzięki czemu wygrała dużego, białego, pluszowego misia, którego podarowałam mi jako prezent urodzinowy. Na początku nie chciałam go przyjąć, ale po długim naleganiu w końcu się zgodziłam.
Całe popołudnie spędziłyśmy w wesołym miasteczku korzystając z różnych atrakcji. Poczynając od kolejek górskich, a kończąc na strasznym domu. O siedemnastej odwiozłam przyjaciółkę do domu.
- Dziękuję Ci za ten wspaniały dzień! - powiedziałam, pomachałam jej na pożegnanie i odjechałam.
Po pięciu minutach byłam już u siebie na posesji. Jednak zaskoczył mnie widok czarnego BMW na podjeździe. "Ciekawe kto to... " - pomyślałam. Wchodząc do domu poczułam zapach mojego ulubionego spagethii.
- Wróciłam! - krzyknęłam, a w przed pokoju pojawił się Chris - Co Ty tu robisz? - zapytałam zaskoczona.
- Hej Księżniczko, miłe powitanie - oznajmił, a ja zrobiłam się cała czerwona.
Spuściłam głowę i poszłam na górę zanieść kaski i misia, a następnie zeszłam na dół na kolację. Każdy jadł swój posiłek w ciszy. Po zjedzonym posiłku, podziękowaliśmy mamie za pyszną kolację i poszliśmy do salonu oglądać telewizje. Usiedliśmy w dosyć dużej odległości od siebie na kanapie i zaczęliśmy oglądać "Bez mojej zgody". Jest to jeden z moich ulubionych filmów, wiec w spokoju go sobie obejrzałam, ale Chris się ciągle wiercił. Zachowywał się bardzo dziwnie do póki nie dostał jakiegoś sms'a.
Po skończonym filmie, pierwszy odezwał się chłopak:
- Czy mogłabyś gdzieś ze mną pójść? - zapytał.
- No okej... - odpowiedziałam nie pewnie.
- Tylko cieplej się ubierz - polecił mi i posłał mi ciepły uśmiech.
Posłuchałam go i poszłam na górę się przebrać. Z szafy wyjęłam czarne, skórzane spodnie z krokiem, a bluzę oraz buty zostawiłam te same. Po założeniu spodni zeszłam na z powrotem na dół.
- Gotowa? - upewnił się chłopak.
Pokiwałam twierdząco głową i skierowaliśmy się ku wyjściu. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Jechaliśmy przez prawie godzinę jakimś lasem. Nie ukrywam bałam się, że chce mnie gdzieś wywieść w głąb lasu i zgwałcić. W końcu zaparkowaliśmy. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w głąb lasu. Szliśmy tak jakiś czas, a serce strasznie szybko mi biło, miałam wrażenie, ze zaraz wyskoczy mi z piersi. Dookoła mnie są tylko drzewa i do tego wszystkiego jest ciemno. Moje obawy zniknęły , gdy dostrzegłam polanę. Na tej polanie był koc, a na nim truskawki z bitą śmietaną i szampan.
- Wszystkiego najlepszego Mała - powiedział Chris.
- Tu jest pięknie - oznajmiłam - Skąd wiedziałeś, że mam urodziny? - zapytałam zdziwiona.
- Twoja przyjaciółka się wygadała - spojrzałam na niego na chwilę, a ten się do mnie uśmiechnął i pokazał ręką żebym usiadła.
Zrobiłam to o co mnie poprosił. Chłopak nalał do kieliszków alkohol i podał mi jeden wraz z truskawkami. Zaczęliśmy jeść. Po zjedzeniu i wypiciu wszystkiego położyłam się i zaczęłam patrzeć na gwiazdy. Chris zrobiło to samo tylko raczej patrzał na mnie. Było to dosyć krępujące.
- Czemu tak się mi przyglądasz?
- Ponieważ w świetle księżyca jesteś jeszcze piękniejsza - powiedziała, a ja zalałam się rumieńcem, jeden plus tego, że jest ciemno.
- Mam coś jeszcze dla Ciebie - oznajmił i podał mi białe podłużne pudełko. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się złoty łańcuszek z sercem. Chris wziął go ode mnie i kazał się odwrócić. Wykonałam jego polecenie. Odgarnął moje włosy z szyi, a ja pod jego dotykiem wzdrygnęłam się. Po chwili uporał się z zapięciem, a ja mimowolnie się odwróciłam w jego stronę. Chwyciłam naszyjnik w ręce, przyjrzałam mu się dokładnie i oznajmiłam:
- Jest piękny.
- Jest piękny.
- Tak samo jak Ty - powiedział i zaczął niebezpiecznie zbliżać się w moja stronę. Serce zaczęło bić mi co raz szybciej, a ręce drżeć.
- Chris, nie - powiedziałam nie mal szeptem i wstałam.
- Kate, przepraszam. Proszę zostań - powiedział i chwycił za okaleczony nadgarstek.
- Sss... - syknęłam z bólu. Chłopak najwidoczniej wyczuł pod bluzą bandaż, ponieważ podwinął rękaw bluzy.
- Co Ci się stało? - zapytał zmartwiony.
- Nie Twój zasrany interes! - krzyknęłam wściekła i zsunęłam rękaw w dół.
- Pokaż tą rękę!
- Nie! - chłopak podszedł do mnie i zaczął się ze mną szarpać - Zostaw mnie! - krzyknęłam ostatni raz i kucnęłam. Łzy kapały mi z oczu.
- Przepraszam, nie powinienem tego robić. Chodź odwiozę Cię - wstałam i przytuliłam się do niego. Chris zaskoczony moją reakcją odwzajemnił uścisk. Po raz kolejny czułam się bezpiecznie. Potrzebowałam tego, jak nigdy wcześniej czegokolwiek innego.
Staliśmy tak dość długo. W końcu odsunęliśmy się od siebie i poszliśmy do samochodu. Chris dowiózł mnie do domu i sam pojechał do siebie...
~*~
Dziękuje wam za 1170 wyświetleń
i 6 komentarzy pod
ostatnim postem. Piszcie w
komentarzach wasze propozycje
jakby wam podziękować
za wszystko. Wybiorę najlepszą
propozycję.
Co do rozdziału to wiem
zrąbałam go.
7 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ !